O hierarchii wartości i pewnym związanym z nią nieporozumieniu
Temat, który chce dziś podjąć może wydawać się czysto teoretyczny. Jest jednak jak najbardziej praktyczny i ważny, szczególnie w kontekście aktualnych w polskiej debacie politycznej dyskusji, takich jak choćby spór wokół zaostrzenia prawa antyaborcyjnego. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że dość sporą część uczestników tego typu debat niewiele interesuje merytoryczny głos, odwołujący się do argumentów naukowo-filozoficznych. Jeśli jednak znajdzie się choćby jedna zainteresowana nim osoba, mój cel zostanie osiągnięty.
Być może ktoś z Was zastanawiał się już wcześniej na tym, jaka jest relacja
pomiędzy tzw. piramidą potrzeb Masłowa a różnego rodzaju aksjologicznymi
teoriami opisującymi hierarchię wartości. W piramidzie potrzeb Masłowa, która,
jak sądzę, nieobca jest każdemu absolwentowi nauk społecznych (takich jak np.
psychologia, socjologia czy ekonomia) mowa jest o tym, że potrzeby człowieka
ułożone są według pewnej hierarchii, tak, że na dole znajdują się te, których
realizacja jest najważniejsza, i dopiero w miarę ich zaspakajania pojawiają się
potrzeby znajdujące się wyżej. W klasycznym ujęciu hierarchia ta zawiera (poczynając
od potrzeb najniższych, a zarazem najważniejszych ku wyższym, mniej ważnym):
potrzeby fizjologiczne (pożywienie, mieszkanie, odzież, potrzeby seksualne),
potrzeby bezpieczeństwa (zabezpieczenie przed chorobami oraz innego rodzaju
zagrożeniami, zabezpieczenie przed starczą niezdolnością do pracy), potrzeby przynależności
(potrzeba akceptacji, przyjaźni, miłości, identyfikacji ze wspólnotą), potrzeby
uznania (potrzeba szacunku, prestiżu, znaczenia) i potrzeb samorealizacji
(potrzeba rozwoju, możliwości realizacji talentów i pasji, potrzeba rozwoju duchowego).
Z powyższej teorii wynika np. że potrzeby fizjologiczne są w pewnym sensie ważniejsze
od wszelkich wyższych potrzeb, potrzeby bezpieczeństwa są ważniejsze od potrzeb
przynależności, uznania i samorealizacji itd.
Tymczasem, gdy przyjrzymy się różnego rodzaju aksjologicznym teoriom wartości, za przykład których posłuży mi teoria wartości Maxa Schelera, okazuje się, że przedstawiają one hierarchię wartości, która na pierwszy rzut oka może wydawać się całkowitym przeciwieństwem przedstawionej przez Masłowa hierarchii potrzeb. W hierarchii wartości Schelera wartości znajdujące się na dole prezentowane są bowiem jako mniej cenne od wartości znajdujących się wyżej. Według jego koncepcji hierarchia ta przedstawia się następująco (od wartości najniższych do najwyższych): wartości hedonistyczne (przyjemność), wartości utylitarne (użyteczność), wartości witalne (życie, zdrowie), wartości duchowe (prawda, dobro, piękno), wartości religijne (sacrum). Z teorii tej wynika, że to wartości znajdujące się wyżej w hierarchii są w pewnym sensie ważniejsze od tych znajdujących się na dole. Zdaniem Schelera dobre postępowanie to takie, które w przypadku konfliktu wartości kieruje się wartością wyższą, np. słusznie postępuje ten, kto rezygnuje z przyjemności na rzecz zdrowia lub ten kto mówi prawdę, mimo, że nie służy to jego interesowi czy bezpieczeństwu.
Pytanie o to, jak pogodzić ze
sobą te dwa, pozornie sprzeczne, punkty widzenia, nie ma charakteru czysto
teoretycznego i nie zadaję go
tutaj jedynie ku potrzebom ćwiczenia zdolności analizy filozoficznej. Jest to
pytanie zasadnicze, gdyż pozwala zrozumieć zachodząca między nimi relację, a jej
zrozumienie może rozstrzygnąć wiele palących dyskusji. Za przykład posłuży mi
tutaj wspomniany powyżej spór wokół dopuszczalności aborcji.
Zwolennicy zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej (sami nazywający się mianem
ruchu pro-life) dość często żalą się bowiem,
że przedstawiciele drugiej strony sporu, czyli zwolennicy liberalizacji ustawy
(nazywani mianem ruchu pro-choice)
zupełnie nie rozumieją i nie biorą pod uwagę ich punktu widzenia. Nie mogę
oczywiście wypowiadać się tutaj za wszystkich przedstawicieli ruchów
pro-choice, postaram się więc na ten argument o niezrozumieniu odpowiedzieć
jedynie w swoim imieniu. Otóż zupełnie
nie jest prawdą, że nie biorę pod uwagę ich punktu widzenia i nie rozumiem ich argumentacji:
jest wręcz przeciwnie, rozumiem ją doskonale i tym bardziej uważam, że nie mają
oni racji. Żeby to wyjaśnić posłużę się taką propozycją ujęcia
problemu hierarchii wartości, która uwzględnia, a jednocześnie godzi ze sobą
obie wspomniane powyżej teorie. Każda z nich bowiem ma swoje racje, a
zachodząca między nimi sprzeczność jest jedynie pozorna.
Prezentowane przeze mnie stanowisko zostało zaproponowane i rozwinięte
przez Nicolaia Hartmanna. Zwrócił on uwagę na to, że mówiąc o wartościach,
takich jak np. życie czy godność, należy wyraźnie rozróżnić pomiędzy dwoma ich
własnościami: mocą i wysokością. Wartości znajdujące się na
dole hierarchii posiadają największą moc, lecz najniższą wysokość. Wartości
znajdujące się na szczycie hierarchii – przeciwnie: najmniejszą moc, lecz
najwyższą wysokość.
Moc wartości oznacza, iż wartość ta odczuwana jest przez ludzi najsilniej i
najpowszechniej, a nierealizowanie wartości o największej mocy pociąga za sobą największe
oburzenie najszerszego grona osób. Najsilniejsze wartości, takie jak wartość
pożywienia, dachu nad głową czy wartość życia i zdrowia, odczuwane są jako
ważne i konieczne do realizacji niemal przez wszystkich ludzi, bez względu na
ich wrażliwość aksjologiczną. Są to bowiem wartości związane z zaspokajaniem
podstawowych potrzeb bytowych człowieka. Jeżeli potrzeby te nie są realizowane
w pewnym minimalnym stopniu, nie ma mowy o możliwości realizacji potrzeb
wyższych. Aby móc zachwycać się pięknem symfonii Beethovena, trzeba mieć
przynajmniej chleb i wodę, które zaspokoją nasz głód i pragnienie. Aby móc
pisać piękne wiersze, trzeba mieć jakieś, choćby prowizoryczne, schronienie nad
głową, i choćby odrobinę zdrowia i siły, aby w ogóle zająć się jakąkolwiek działalnością.
Zestawiając więc ze sobą takie wartości jak wartość życia i wartość godności z pewnością
uznać należy, że życie stanowi wartość silniejszą: aby móc cieszyć się
przysługująca człowiekowi godnością wynikającą z możliwości decydowania o swoim
życiu, trzeba wpierw w ogóle posiadać życie. Wartości silniejsze stanowią bowiem podstawę
bytową wartości słabszych.
Jednak siła wartości, tak efektywnie
zaprezentowana w postaci piramidy potrzeb Masłowa, nie jest tym samym, co wysokość wartości. Wartości wyższe to
te, których realizacja związana jest z posiadaniem wyższego stopnia
doskonałości moralnej. To, że ktoś nikogo do tej pory nie zabił, nie czyni
bowiem z niego osoby wyjątkowo uzdolnionej czy wrażliwej moralnie. Zakaz
zabijania, który służy ochronie jednej z silniejszych wartości, jaką jest
wartość życia, stanowi podstawowy imperatyw moralnych wszelkich kultur. Jednak
właśnie z tego powodu życie nie może być uznane za wartość najwyższą. Wartości
najwyższe bowiem to te, do realizacji i ochrony których zdolne są jedynie
jednostki moralnie najdoskonalsze. Nie będę w tym miejscu prezentowała
wszystkich, przedstawionych choćby przez Schelera, kryteriów ustalania
wysokości wartości. Dość jednak wspomnieć, że wartości wyższe to te, które
realizujemy rzadziej, a ich realizacja pociąga za sobą dużo większy szacunek i
podziw społecznym, gdyż wiążą się z realizacją większego (patrz kryteria Schelera) dobra. Nikt nie
podziwia drugiego człowieka za to, iż tamten nikogo nie zabił. Podziwiamy jednak ludzi za ich sumienność,
prawdomówność, hojność, sprawiedliwość, odwagę czy mądrość. Dlatego wartości znajdujące
się w hierarchii wartości wyżej, takie jak choćby Schelerowskie wartości
duchowe (prawda, dobro, piękno) są dużo cenniejsze od wartości hedonistycznych
(jak przyjemność) czy witalnych (jak życie czy zdrowie) w tym sensie, że osobom
je realizującym przypisujemy wyższą wartość moralną. Wartość życia w stosunku
do wartości godności czy wolności człowieka jawi się jako silniejsza, lecz tym
samym niższa.
Ta przedstawiona przez Hartmanna odwrotnie
proporcjonalna relacją pomiędzy mocą
i wysokością wartości wydaje mi się niezwykle istotna w dyskusji ruchu
pro-choice z ruchem pro-life. Jako zwolennik opcji pro-choice nie jestem wcale,
jak czasami zdają się twierdzić zwolennicy opcji pro-life, osobą negującą
wartość życia. Wręcz przeciwnie. Całkowicie zgadzam się bowiem z tym, że życie
jest wartością fundamentalną. W odróżnieniu jednak od zwolenników wszelkich
ruchów pro-life zupełnie inaczej rozumiem ową fundamentalność życia. Z
pewnością nie oznacza ona, że życie jest wartością wyższą od wartości godności czy wartości możliwości samostanowienia
o swoim życiu seksualnym, prywatnym i rodzinnym. Życie jest wartością fundamentalną
dlatego, że jest wartością silniejszą od
pozostałych wymienionych wartości. Jeżeli więc zwolennicy ruchu pro-life
zarzucają mi, lub innym zwolennikom opcji pro-choice, że nie rozumiemy ich
stanowiska, zgodnie z którym wartość życia dziecka poczętego jest wartością
fundamentalną, a więc wyższą i ważniejszą od wszelkich innych wartości, takich
jak choćby godności kobiety, to nie mają racji. Całkowicie rozumiemy ich
argumentację, ale się z nią nie zgadzamy. Życie
nie jest i nie może być uznawane za wartość wyższą, tylko dlatego, że jest
wartością silniejszą. Życie jest jedną z najbardziej fundamentalnych (a więc najsilniejszych) wartości, tylko dlatego, że samo jest postawą bytową (a więc i środkiem) do realizacji
innych, słabszych a jednak wyższych wartości, takich jak hojność, pracowitość,
prawdomówność czy godność. Stawianie życia, podobnie jak i zdrowia (co niestety
dziś, w obliczu pandemii, coraz częściej ma miejsce) na szczycie, ponad
wszelkimi innymi wartościami, jest więc zwykłym nieporozumieniem, wynikającym z
bezrefleksyjnego pomieszania pojęć.
Jeżeli jakakolwiek religia, w tym także chrześcijaństwo, uczy o wartości
życia ludzkiego jako wartości fundamentalnej, to z pewnością nie ma przez to na
myśli, że jest to wartość najwyższa, która w sytuacji konfliktu wartości
powinna zostać wybrana przed wszelkimi innymi. Gdyby tak było, Jezus nie
oddałby życia za prawdę, a polscy patrioci nie uznawaliby za godnych
naśladowania powstańców, którzy oddawali swe życia za wolność i
godność Polaków.
Komentarze
Prześlij komentarz